IV. Nowy świat
Vayolett
już od dobrej godziny spacerowała z ojcem po ulicy Pokątnej, uzupełniając
ekwipunek do nowej szkoły. Miała już komplet szat od Madame Malkin, nowiutki
kociołek, i zestaw ingrediencji do warzenia eliksirów, teleskop, wagę, pióra,
atrament, kilkanaście rolek pergaminu oraz inne rzeczy, które mogą się jej
przydać na szóstym roku nauki w Hogwarcie. Właśnie podążała do „Esów i
Floresów” by zakupić potrzebne księgi, gdy jej uwagę przykuła wystawa
sklepu z sowami. W srebrnej klatce siedziała duża Włochatka o wyjątkowo ciemnym
upierzeniu i błyszczących, żółtych oczach. Dziewczyna zatrzymała się przed
oszkloną witryną, z zachwytem wpatrując się w zwierze.
- Jest czarująca, prawda? – powiedział Richard, pojawiając
się nagle za córką.
- Tak, a w dodatku tak uroczo na nas spogląda! – odparła
Vay, nie odrywając wzroku od sowy. Po tych słowach mężczyzna odwrócił się i
ruszył w kierunku drzwi.
- Na co czekasz? – zapytał , stając na progu sklepu. Panna
Adderley pośpiesznie powędrowała za ojcem do wnętrza słabo oświetlonego
pomieszczenia, po którym echem niósł się trzepot i skrzek ptaków. Z zaplecza
wyszła starsza kobieta w śmiesznych, owalnych okularach, której włosy miejscami
pokrywały się siwizną.
- W czym mogę pomóc? – zagadnęła, uśmiechając się uprzejmie.
- Chciałem zapytać o Włochatkę z wystawy , droga pani. –
odrzekł Richard.
- Ohh… tak. Ta sowa… ona jest dość… specyficzna. – mruknęła
sprzedawczyni, wychodząc zza lady.
- Specyficzna? - spytała
Vayolett nie bardzo wiedząc jak ma to rozumieć.
- Dokładnie… nie przepada za ludźmi, a czasami nawet za
innymi sowami. Mam problem ze sprzedaniem jej. Każdy poprzedni właściciel
oddawał ją po nie więcej niż dniu.
- Przecież ona wygląda tak niewinnie! – zawołała dziewczyna
i wsunęła do klatki dłoń z zamiarem pogłaskania stworzenia w niej
przebywającego.
- Proszę tego… nie robić! – krzyknęła staruszka, z
niedowierzaniem wpatrując się we
Włochatkę, która właśnie dziobnęła rękę Vayolett, ponieważ ta zaprzestała na
chwilę głaskania puchatej główki sowy.
- Chyba Cię polubiła. – stwierdził wesoło pan Adderley.
- To wręcz niemożliwe. – mamrotała sprzedawczyni, nadal
obserwując ptaka.
- W takim razie kupujemy to „specyficzne” zwierze.
- Jak pan sobie życzy. – odparła kobieta i podała Vay
klatkę. Richard uśmiechnął się pod nosem, płacąc za nowego pupila swojej córki.
- Dziękuję ojcze. – powiedziała dziewczyna, gdy z powrotem
znaleźli się na ruchliwej uliczce.
- Moja droga, wyjeżdżasz, a poza tym jesteś już prawie
dorosła. To najwyższy czas byś zaczęła posiadać własną sowę.
- Nazwę Cię Kamatayan mały złośniku. – szepnęła do
zwierzęcia, które wydawało się być zadowolone z opuszczenia dusznego sklepu,
po czym weszła do księgarni.
Kiedy
kupili już wszystkie rzeczy, teleportowali się z powrotem do ich londyńskiej
posiadłości.
~***~
Vayolett
siedziała samotnie w przedziale pociągu „Hogwart Express” i wpatrywała się w
słońce, które powolnie zachodziło za horyzontem. W ręku ściskała piękny,
srebrny pierścień ze zdobieniami wokół umieszczonego na środku czarnego
szafiru. Matka dała jej rodową pamiątkę, mówiąc jak bardzo ją kocha i jakie
nadzieje w niej pokłada. Dziewczyna nie rozumiała całej tej sytuacji, ale
postanowiła przyjąć pierścień, by nie zrobić przykrości rodzicielce. Gdy słońce
całkowicie się ukryło, a na jego miejsce wstąpiły roziskrzone gwiazdy, panna
Adderley poczuła jak pociąg zwalnia. Arystokratka zebrała swoje rzeczy i wyszła
na chłodne, jesienne powietrze. Stacja w Hogsmeade nie wyglądała zbyt
zachęcająco, szczególnie o tej godzinie. Brązowowłosa opatuliła się szczelniej
swoim czarnym płaszczykiem i spojrzała w kierunku mdłego światła wydobywającego
się najprawdopodobniej z różdżki zbliżającego się w jej stronę przybysza.
- Panna Adderley? – rozległ się nagle chłodny głos.
- T-tak. – odparła szybko, zerkając na postać mężczyzny,
który właśnie zatrzymał się przed nią, zamiatając dookoła swoją peleryną. Vayolett musiała przyznać, że ten facet przypominał jej
przerośniętego nietoperza. Z tymi mrocznymi szatami, haczykowatym nosem,
ziemistą cerą i wyglądającymi na dosyć przetłuszczone włosami, oraz czarnymi
nieprzeniknionymi oczami - wydawał się być straszny.
- Jestem profesor Severus Snape. Dyrektor przysłał mnie po Ciebie. – powiedział i machnął różdżką, a kufer i klatka z Kamatayan’em w
środku zniknęły.
- Rozumiem. – mruknęła w odpowiedzi.
- Przeniosłem twoje rzeczy do Hogwartu, a teraz jeśli nie
masz nic przeciwko, teleportuję nas stąd, ponieważ nie mam zamiaru dłużej stać
bez celu na tym peronie. – warknął nauczyciel i wyciągnął ramię w kierunku
zdziwionej dziewczyny, która po chwili wahania chwyciła je i poczuła znajome
szarpnięcie w okolicy pępka.
~***~
Vayolett uśmiechnęła się
ukradkiem, przemierzając za Snape’em zawiłe korytarze jej nowej szkoły. Po
kilku minutach wędrówki zatrzymali się przed posągiem chimery.
- Musy-świstusy. – powiedział profesor, a posąg odsłonił tajemne
przejście. Dziewczyna niepewnie wspięła
się po schodach, zaraz za profesorem, który wydawał się być lekko znudzony.
- Proszę! – kiedy zapukali do drzwi rozległ się zza nich
miły głos.
- Witaj Albusie, przyprowadziłem…
- Ahh, panna Adderley. Miło mi panią poznać, pański ojciec
pisał do mnie w sprawie panienki. Nie ukrywam, że zdziwiła mnie wiadomość o
twoim przybyciu, ale mam nadzieję, że spodoba ci się w naszej szkole. –
powiedział starzec siedzący za biurkiem. - A Ty Severusie, możesz już iść. – dodał i
wstał by odprowadzić „chodzącego nietoperza” do drzwi. Teraz mogła mu się
dokładniej przyjrzeć. Mężczyzna miał długie siwe włosy oraz tak samo długą
brodę, która związana była uroczą wstążeczką, znad okularów-połówek osadzonych
na haczykowatym nosie spoglądały na nią jasnoniebieskie oczy, przepełnione
dobrocią. Vay wzdrygnęła się nieznacznie, nienawidziła, gdy ktoś patrzył się na
nią w ten sposób.
- Wybacz, że się nie przedstawiłem. Jestem Albus Dumbledore,
dyrektor Hogwartu. Mam nadzieję, że
wiesz już co nieco o naszej szkole?
- Tak. Słyszałam od mej matki o czterech domach i czytałam
trochę o historii tego miejsca.
- Doskonale! – odrzekł Dumbledore i klasnął w dłonie, a Vayolett
zauważyła, że jedna z jego dłoni jest dziwnie czarna i pomarszczona, lecz zanim
zdążyła się jej lepiej przyjrzeć dyrektor zakrył ją rękawem i przeszedł przez
gabinet, z zamiarem zdjęcia z regału wysłużonego kapelusza.
- To moja droga jest…
- … Tiara Przydziału. – dokończyła.
- Dokładnie. Muszę teraz przydzielić Cię do domu, ponieważ
przybywasz do nas w takcie trwania drugiego miesiąca nauki, przydziału dokonamy
tutaj, a nie jak to się zwykle odbywa, w Wielkiej Sali.
- Nie ma sprawy. – powiedziała dziewczyna, a Albus założył
jej na głowę tiarę, jednak zanim zdążyła ona opaść jej na nos, szef kapelusza
rozpruł się i wykrzyknął : SLYTHERIN! Panna Adderley uśmiechnęła się
triumfalnie.
- No tak… To już wszystko. Opiekunem Twojego domu jest
profesor Snape, którego zdążyłaś już poznać. Pokój Wspólny Ślizgonów znajduje
się w lochach za kamienną ścianą, a
hasło brzmi „Czystość”. Po więcej informacji udaj się do opiekuna domu. Możesz
iść. – rzekł dyrektor i zasiadł w fotelu, w zamyśleniu wpatrując się w feniksa,
siedzącego na żerdzi przy wejściu. Arystokratka, podziękowała i opuściła
gabinet, jednak zanim znów zdążyła znaleźć się na korytarzu poczuła, że na
kogoś wpada. Przed zderzeniem z podłogą uchronił ją czyjś silny uścisk.
Vayolett uniosła wzrok i napotkała przed sobą intensywnie zielone tęczówki,
które spoglądały na nią z ciekawością. Dziewczyna odskoczyła jak oparzona i
zmierzyła osobnika chłodnym spojrzeniem. Stał przed nią chłopiec w dziwnych,
okrągłych okularach, z czupryną rozczochranych, czarnych włosów i uczniowskim
mundurku. Uśmiechał się do niej lekko zmieszany.
- Cześć. Jestem Harry. Jesteś tu nowa? – zagadnął.
- Vayolett i tak, ale…
- Miło mi cię poznać. Może chcesz, żebym Ci jakoś
pomógł? No nie wiem, na przykład
oprowadził po szkole? – powiedział Harry, szczerząc zęby w głupkowatym
uśmieszku.
- Poradzę sobie sama. – odparła krótko i właśnie miała
zamiar go wyminąć, ale chłopak zagrodził jej drogę.
- A mogę chociaż wiedzieć z jakiego jesteś domu? – zapytał.
- Slytherin i tak, wiem, że jesteś z Gryffindoru. – syknęła
z obrzydzeniem, po czym wyminęła zdziwionego Gryfona i ruszyła w kierunku
schodów wiodących w dół.
Po
kilkunastu minutach błądzenia po korytarzach, kilku nieoczekiwanych zmianach
schodów i natrafieniu na jeden fałszywy stopień nowa Ślizgonka w końcu odnalazła
odpowiednią drogę do lochów. Gdy w końcu się tam znalazła miała zamiar zaczepić
kogoś i poprosić by zaprowadził ją do gabinetu profesora Snape’a, jednak
szczęście chyba jej sprzyjało, bo w tym samym momencie, zauważyła opiekuna
swojego domu wychodzącego z jakiegoś pomieszczenia.
- Panna Adderley, właśnie miałem udać się do dyrektora. Oto
twój plan zajęć. Twoje bagaże znajdują się w dormitorium, na pewno je
znajdziesz na drzwiach znajdują się tabliczki z nazwiskami. Sowę umieściłem w
sowiarni. Pokój Wspólny Slytherinu znajduje się za tamtą ścianą. Jutro znajdę
kogoś kto oprowadzi cię po szkole. Teraz żegnam, za kilka minut zaczyna się
cisza nocna. – powiedział dość chłodno i wskazał jej ową ścianę prowadzącą do
jej domu, przynajmniej na ten rok szkolny.
- Czystość. – powiedziała szeptem Vayolett, kiedy
Mistrz Eliksirów zniknął za rogiem. Kamienna ściana zadrżała i rozsunęła się,
ukazując wnętrze dosyć sporego pomieszczenia. Dziewczyna weszła do środka i
spanikowała, gdy większość uczniów przesiadujących w pokoju spoglądała na nią z niemałym zdziwieniem. Wiedziała, że ten rok nie przyniesie jej nic
dobrego, w końcu nie zna tu nikogo, jest inna. Nigdy nie nawiązywała
jakiś zażyłych więzi z rówieśnikami, fakt kiedyś miała przyjaciółkę z
sąsiedztwa, ale kiedy tamta się wyprowadziła straciły ze sobą jakikolwiek
kontakt. Teraz będzie miała okazję by zawiązać nowe znajomości i…
- Liliane? – zawołała podbiegając do skórzanej kanapy
stojącej koło kominka, na której siedziała niewysoka blondynka, z lokami do
ramion i szaro-zielonymi oczami utkwionymi w jakimś nieznany Vay chłopaku.
Ślizgonaka oderwała wzrok od obejmującego ją przystojniaka i rozzłoszczona
przekręciła głowę w kierunku intruza, jej tęczówki zmieniły kolor na
niebezpiecznie zielony. Panna Adderley już chciała zacząć się tłumaczyć, kiedy
blondynka uśmiechnęła się, a kolor jej oczu wrócił do poprzedniego stanu.
Dziewczyna poderwała się z kanapy i rzuciła na szyję zakłopotanej uczennicy.
- Vall! Nie widziałam cię od tylu lat! Co Ty tutaj robisz?
Jejku nic się nie zmieniłaś! Chociaż, może trochę… Musisz mi wszystko opowiedzieć!
– trajkotała uradowana. – A wy na co się gapicie? Nie macie nic ciekawszego do
roboty? Jazda mi stąd! – krzyknęła na młodszych uczniów, którzy od samego
początku podejrzliwie przypatrywali się tej scenie.
- Oh. Spokojnie Lili, połamiesz mi żebra. – zaśmiała się
Vayolett.
- Mam genialny pomysł, chodźmy do mojego pokoju!
- Jasne, ale najpierw chciałabym znaleźć swój.
- Chodź. Dormitoria dziewcząt są tam. – powiedziała Liliane,
ciągnąc swoją dawną przyjaciółkę za rękaw płaszcza. – Za to ty, Diabełku zajmij
się tymi dzieciakami. – dodała, odwracając się przez ramię do siedzącego na
kanapie chłopaka.
- Skąd Ty się tutaj wzięłaś? – zagadnęła, Vayolett,
przemierzając za koleżanką korytarz pełen drzwi.
- Kiedy wyprowadziliśmy się z Motherwell, sporo podróżowaliśmy.
W końcu ojciec dostał pracę na wpływowym stanowisku w londyńskim Ministerstwie
Magii, a ja dostałam list z Hogwartu, więc zostaliśmy w Londynie na stałe. A co
działo się u Ciebie przez te wszystkie lata?
- Ugh. Długo by opowiadać, na pewno kiedyś zdradzę ci
szczegóły. – odpowiedziała wymijająco.
- To tu! Vayolett
Adderley dormitorium nr 213. Szczęściara! Masz prywatne dormitorium, ja mam
współlokatorkę z roku, ale jest naprawdę fajna. To co wchodzimy?
- Jasne. – odparła krótko i nacisnęła srebrną, zdobioną
klamkę, a drzwi otworzyły się bezszelestnie. Oczom dziewcząt ukazał się sporych
rozmiarów pokój urządzony w odcieniach czerni, srebrna i szmaragdu. W rogu
pokoju stało wielkie łoże wykonane z ciemnego drewna, otoczone zielonym
baldachimem. Niedaleko stała szafka nocna, biurko oraz wygodne krzesło. Na
środku stała kanapa, podobna do tej, która znajdowała się w Pokoju Wspólnym
oraz mały stolik. Był tu też mały kominek. Wchodząc dalej przyjaciółki zauważył
parę drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do przestronnej garderoby.
- Całkiem ładnie! – zawołała rozentuzjazmowana Liliane.
- Masz rację. Lil?
- Tak? – zapytała blondynka siadając na kanapie.
- Kim był ten szatyn, z którym siedziałaś? – zagadnęła panna
Adderley, uśmiechając się przebiegle.
- Blaise Zabini. Jest na twoim roku. To mój chłopak. –
powiedziała uroczo się rumieniąc. – Właśnie! Musisz poznać moich przyjaciół!
- Liliane, nie. Proszę cie, ja dopiero co…
- Przestań! Musisz ich poznać i to już!
- Uhh. Daj mi żyć! – zawołała Vay, uśmiechając się w duchu,
tak bardzo brakowało jej tej narwanej blondynki.
- No chodź! – krzyknęła Lili, stojąc już w drzwiach.
- Pozwól mi chociaż zdjąć kurtkę. – odparła dziewczyna,
kręcąc głową z dezaprobatą.
Wchodząc
ponownie do Pokoju Wspólnego Vayolett odkryła, że nie ma w nim tak wielu
uczniów jak wcześniej. Jedynie siedząca przed kominkiem grupka pozostała na
miejscu.
- Chciałam wam kogoś przedstawić. To moja dawna przyjaciółka
Vayolett Adderley, jest nową Ślizgonką! – powiedziała Lili, stając przed swoimi
przyjaciółmi. Pierwszy z miejsca poderwał się wysoki, dobrze zbudowany brunet o
niebieskich oczach.
- Blaise Zabini vel Diabeł, milady. – rzekł teatralnie,
całując dłoń Vayolett, która roześmiała się cichutko.
- Nie wydurniaj się Diable! – prychnęła Liliane, sadzając
swojego chłopaka ponownie na kanapie i wdrapując się na jego kolana. Kolejną
osobą, która postanowiła powitać nową koleżankę była blada, dziewczyna, z
brązowymi włosami sięgającymi szyi. Jej czerwone usta wygięte były w delikatnym
uśmiechu, a w niebieskich oczach dostrzec można było wesołe iskierki.
- Jestem Arissa Sabre. Znajomi mówią mi Spider. Też jesteś
na szóstym roku? – powiedziała, ściskając dłoń nowoprzybyłej.
- Tak.
- To świetnie! W końcu będzie z kim pogadać na lekcjach, bo
poziom reprezentowany przez chłopców jest naprawdę mizerny.
- Wypraszam to sobie! – zawołał chudy, ciemny szatyn o
głębokich brązowych oczach, po czym stanął obok dziewcząt.
- Teodor Nott. Miło mi cię poznać. – powiedział kłaniając
się lekko przed czarownicą.
- Mnie również. – odparła i uśmiechnęła się.
- Nasz poziom wcale nie jest mizerny, po prostu moja kochana
dziewczyna nie potrafi docenić magii płynącej z Quidditcha oraz rozmów
polegających na strategicznym podejściu i ośmieszeniu Złotego Chłopca. – rzekł
Nott, niemal z obrzydzeniem.
- Złotego Chłopca? – zapytała zdziwiona Ślizgonka.
- Nie mów, że nie słyszałaś o Świętym Potterze?!
- Coś mi świta, ale…
- Serio? Dziewczyno czuję, że zostaniemy przyjaciółkami! – zaśmiała
się panna Sabre.
- Możecie mi powiedzieć, kim dokładnie jest ten cały Potter?
– mruknęła nieśmiało Vayolett.
- Wielki Chłopiec, Który Przeżył mordercze zaklęcie, będąc
zaledwie niemowlakiem. Mieszaniec krwi, w durnych okrągłych brylach i zygzakiem
odciśniętym na czole. Teraz, już wiesz o kogo chodzi?
- Dobra już wiem, ale chyba nie chcecie mi powiedzieć, że
Potter uczy się w Hogwarcie?
- Święte Dziecko Gryffindoru, pupilek starego Trzmiela…
- Nie, tylko nie on. – jęknęła przerażona Vay.
- Podzielam Twoją reakcję, ale uwierz, że kiedy go spotkasz
będzie jeszcze gorzej. – powiedział, przysłuchujący się wszystkiemu Blaise.
- Już spotkałam. – westchnęła arystokratka i opadła
bezwładnie na sofę.
- Jak to? – zaciekawiła się Arissa.
- Wpadł na mnie, gdy wychodziłam z gabinetu Dyrektora i o zgrozo
chciał mnie koniecznie poznać. – burknęła brązowowłosa, na co reszta
zgromadzonych parsknęła niepohamowanym śmiechem.
- Nie wierzę! Pottusia jednak interesują dziewczyny! –
zawołał Zabini i ponownie wybuchnął śmiechem, prawie zrzucającym przy tym swoją
dziewczynę. Liliane fuknęła na niego oburzona, po czym zeskoczyła z jego kolan
i usiadła obok Vall.
- Co powiecie na odrobinę piwa kremowego? I uprzedzę wasze
pytania chłopcy, dziś Ognistej nie pijemy. – oznajmiła ostro panna Sabre.
Po dobrej
godzinie luźnej rozmowy, podczas której wszyscy zdążyli już trochę poznać
Vayolett, piwo kremowe się skończyło, a zegar właśnie zaczął wskazywać
dwunastą.
- Dobra, ale to już ostatnia kolejka! Miało być po dwie
butelki na głowę! – prychnęła Spider i oparła głowę na ramieniu Notta.
- Sir, yes, Sir! – zasalutował Diabeł, podrywając się z
miejsca i jednoczesnej rozlewając resztę swojego napoju, co jego przyjaciele
skomentowali szczerym śmiechem, widząc jego zbolałą twarz, wpatrującą się w
mokrą plamę na dywanie.
- Ohh, nie maż się już. Idę po kolejne. – powiedziała Lili i
podniosła się z kanpy. – Vay, idziesz ze mną?
- Jasne. – odparła dziewczyna i powędrowała za przyjaciółką
w stronę dormitoriów, jednak zanim zdążyły dojść do drzwi kamienna ściana
rozsunęła się i stanął w niej wysoki, szczupły blondyn, który wywarł na pannie
Adderley niemałe wrażenie.
- Kogoż my tu mamy! – zawołała Liliane i pomachała do
przybysza, który w tym czasie wszedł do pomieszczenia i zmierzył spojrzeniem
chłodnych, stalowoniebieskich tęczówek wężoustą czarownicę.
- Vayolett, to Draco Malfoy. Draco poznaj Vayolett Adderley,
jest nową Ślizgonką. – powiedziała radośnie blondynka.
- Może mi jeszcze powiesz, że jest arystokratką? Wygląda
żałośnie. – stwierdził beznamiętnie, a oczy jego koleżanki znów zmieniły barwę.
Widząc co się szykuje brązowowłosa postanowiła zareagować. Nie pozwoli obrażać
swojej osoby, nie po tym co przeszła.
- Cóż, mogę sobie
wyglądać żałośnie, panie Malfoy, ale przynajmniej nie obrażam jak pan, nowo
poznanych ludzi. Ciekawe co, na takie zachowanie powiedziałby pana ojciec. –
odparła spokojnie dziewczyna i uśmiechnęła się tryumfalnie. Mina, którą
przybrał ten idiota, jak to zdążyła go już ochrzcić nowa koleżanka, była po
prostu bezcenna. Grupka siedząca przed kominkiem, po raz kolejny dzisiejszego
dnia prawie popłakała się ze śmiechu
- Lil, wybacz, ale
ja pójdę już spać. Nie mam ochoty, na towarzystwo niektórych osób. – syknęła
Vay i pozostawiła w tyle odrętwiałego Malfoya oraz sowich nowych znajomych.
Kiedy w końcu arystokratka znalazła
się w swoim pokoju, marzyła już tylko o jednym – o śnie i wymazaniu z pamięci
uśmiechu tego przystojnego idioty.
__________________________________________________________________
A więc zacznę od początku. Ten rozdział chciałabym zadedykować mojej kochanej Mai, która obchodzi dziś urodziny! STO LAT ŁOSIU :* resztę życzeń złożę Ci później...
Chcę powiedzieć, że rozdział IV nie powstałby bez mojej wspaniałej Dark Chocolatte, która to stworzyła część fabuły i dialogów, za co bardzo jej dziękuję!
To chyba na tyle jeśli chodzi o moje dopiski. Kolejny rozdział pojawi się niebawem ponieważ mam już na niego pomysł, teraz wszystko zależy od szkoły. Prawdę mówiąc kolejny rozdział miał być połączony z tym, ale zabrakło mi czasu, no i uznałam, że co za dużo to niezdrowo.
Dodatkowo chciałam powiedzieć, że wygląd niektórych kanonicznych postaci został zmieniony na potzreby opowiadania, mam nadzieję, ze nikogo to nie urazi.
Dodatkowo chciałam powiedzieć, że wygląd niektórych kanonicznych postaci został zmieniony na potzreby opowiadania, mam nadzieję, ze nikogo to nie urazi.
To do następnej notki moi kochani!