niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział V

V. Początek

Vayolett niechętnie zwlekła się z lóżka, z zamiarem przeklęcia osoby stojącej za drzwiami i usilnie próbującej zakłócić jej wypoczynek. Zaspana arystokratka nacisnęła na klamkę, po czym została niespodziewanie odepchnięta w tył, przez Arisse i Liliane, które wpadły do jej pokoju niczym stado chochlików kornwalijskich wypuszczonych z klatki.
- Odbiło wam? – burknęła Ślizgonka, z powrotem rzucając się na łóżko.
- Wstawaj! Niedługo śniadanie! – zawołała Spider i przyłożyła zmęczonej dziewczynie poduszką w głowę.
- Dajcie mi spokój. – jęknęła brązowowłosa i schowała głowę pod „broń” jej koleżanki.
- No z nami nie chcesz spędzić czasu? – zapytała Lili z teatralnym oburzeniem.
- Nie. – mruknęła Vay, siadając w końcu na łóżku.
- Żmija z ciebie. – skwitowała panna Sabre, dosiadając się do Vayolett.
- Nie komplementuj jej tak. – zaśmiała się blondynka.
- Co?
- Nieważne. – syknęła Ślizgonka, a jej nowa koleżanka rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Jest wężousta. – wyjaśniła Liliane.
- Świetnie! Ej… Chwilka! Tylko ja tu nie mam żadnych zdolności?!
- Nie martw się, ja w przeciwieństwie do Lil, nie często tego używam. Wolałabym by nikt się nie dowiedział, że…
- Pff! Moja metamorfomagia już nie jest tak zabawna jak w dzieciństwie.
- Dobra koniec gadania! Masz dziesięć minut, żeby przebrać się w szatę. Czekamy w Pokoju Wspólnym. – oznajmiła Arissa i razem z młodszą koleżanką opuściła dormitorium nr 213.
            Vayolett niechętnie podążyła do łazienki, by przygotować się do pierwszego dnia w szkole. Po kilku minutach panna Adderley wybiegła z dormitorium, zamykając je szybko zaklęciem i wiążąc w między czasie krawat. Na ustawionych przed kominkiem sofach, siedziała siódemka Ślizgonów, wśród nich dziewczyna rozpoznała młodego Malfoya, który teraz siedział z kamienną twarzą, wpatrując się w pobliskie okno, ukazujące zielonkawą toń jeziora. Kiedy Vay podeszła do grupki uczniów została powitana w bardzo przyjazny sposób, jedynie Draco nie wykazała najmniejszej oznaki entuzjazmu.
            W drodze na śniadanie Liliane i Blaise postanowili oprowadzić ją po kilku miejscach, pokazując jej tajne przejścia i przyszłe sale lekcyjne. Spider i Teo poszli do Wielkiej Sali skrótem, a Draco i dwaj tępo wyglądający Ślizgoni poszli w nieznanym Vayolett kierunku, zaraz po opuszczeniu lochów.
- A oto i Wielka Sala! – zawołał Diabeł, wznosząc ręce w kierunku ogromnych drzwi. Przechadzający się po korytarzu uczniowie spoglądali na niego, jakby dopiero co wypuścili go z oddziału zamkniętego w Szpitalu świętego Munga.
- Zabini! Masz się w tej  chwili uspokoić! – warknęła Lili i pociągnęła swojego chłopaka za szatę. Vayolett, która przyglądała się wszystkiemu z uwagą, musiała przyznać, że byli oni dość specyficzną parą, jednak nie dane jej było dalej rozmyślać na ten temat, ponieważ Blaise złapał obie dziewczyny pod ramię i dziarskim krokiem ruszył przed siebie.
- Puść nas w tej chwili! Wystarczy, że ja mam przez Ciebie zrujnowaną opinię, nie musisz psuć jej Vall pierwszego dnia w szkole! – piekliła się panna Harvelle.
- Och. Skoro tak nalegasz maluszku. – szepnął uwodzicielsko Zabini, po czym odsunął się od dziewcząt. Liliane pokręciła głową z niedowierzaniem i dała znać przyjaciołom, by za nią poszli.
- Nie przejmuj się Ślizgonami, oni szybko Cię zaakceptują. Puchoni z kolei nie robią problemów, wystarczy na nich spojrzeć i od razu uciekają. Część Krukonów jest w porządku, ale radzę uważać na Gryfiątką, bo lubią szukać zaczepki. – powiedziała blondynka, zanim przekroczyli próg pomieszczenia i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Wielka Sala wywarła na Vay sporo wrażenie, najbardziej spodobał się jej zaczarowany sufit, lecz nim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić Blaise pociągnął ją w stronę jednego z czterech długich stołów. Uczniowie Domu Węża obserwowali ją z nieukrywaną ciekawością. Czarownica uniosła dumnie głowę i usiadła przy stole naprzeciwko Arissy i Notta.
- I jak podoba Ci się Hogwart? – zagadnął Teo, nakładając sobie na talerz croissanta.
- Tu jest naprawdę… - zaczęła Vayolett, ale Diabeł, który zdał sobie sprawę z tego, że rogalik, po którego sięgała ręka Teodora jest ostatnim na tym stole, szybko usiadł po jej prawej stronie i jednym ruchem zabrał koledze sprzed nosa jego przyszłe śniadanie. Grupka znajomych popatrzyła na niego rozbawiona.
- No co? Przecież to ostatni croissant! Nie mogłem pozwolić mu go zjeść! – zaczął tłumaczyć się chłopak.
- Nie gadaj tyle, bo się udławisz. – docięła mu Lili i usiadła na wolnym miejscu koło przyjaciółki.
- Pamiętaj, że złego diabli nie biorą. – rozległ się głos za ich plecami. Panna Adderley odwróciła głowę i ujrzała wpatrzone w nią stalowe tęczówki. Prychnęła w duchu i zajęła się śniadaniem.
- Smoku! Siadaj z nami! Zdobyłem dla ciebie rogalika! – zawołał uradowany Blaise i pokazał Draconowi, talerz z kawałkiem nadgryzionego pieczywa.
- Chyba sobie odpuszczę Diable. – oznajmił Malfoy i obrócił się na pięcie.
- Draco! Draco! Tutaj! Smoku! Zajęłyśmy ci miejsce! – rozległ się nagle piskliwy głosik, gdzieś nieopodal. Nowa Ślizgonka obejrzała się w tamtym kierunku i ujrzała trójkę rozchichotanych dziewczyn. Liliane skrzywiła się na ten dźwięk, a Arissa starała się stłumić parsknięcie. Zdezorientowana Vay spojrzała na chłopców, jednak Teo udawał, że nic nie zauważył, a Zabini uśmiechał się przebiegle.
- Wybaczcie, ale dziś obiecałem, że usiądę z Diabłem i resztą. – bąknął Malfoy i wcisnął się na ławkę po między Vayolett, a Lili.
- Jak, możesz być tak okrutny Smoczku? – zapytała rozbawiona Spider.
- Okrutne to są one! – zaprotestował Draco i zabrał się za jedzenie. Reszta śniadania przebiegła spokojnie, nie licząc Zabiniego, który chcąc wysmarować Smoka kremem z gofra, sam został nim potraktowany. Kiedy większość uczniów, chciała zbierać się na lekcję dyrektor podszedł do mównicy, a panująca w Wielkiej Sali wrzawa natychmiast ucichła.
- Moi drodzy! Chciałbym przypomnieć wam, że już niedługo w naszej szkole odbędzie się Noc Duchów oraz poinformować was o nowej uczennicy, która wczoraj dołączyła do Hogwartu. – po tych słowach wszyscy uczniowie, zaczęli szeptać między sobą lub rozglądać po pomieszczeniu, każdy chciał wiedzieć kim jest ta nowa i do jakiego domu trafiła.
- Proszę o ciszę. Mam nadzieję, że pomożecie odnaleźć się pannie Adderley w nowym otoczeniu i pokażecie jej prawdziwego ducha Hogwartu! Zwracam się tu w szczególności do Ślizgonów. – powiedział Dumbledore, a cały stół Domu Węża wybuchnął oklaskami i okrzykami. Zmieszana Vayolett opuściła głowę i schowała się za kurtyną kręconych włosów z nadzieją na to, że nie zostanie rozpoznana jako „nowa Ślizgonka”. Po chwili młoda czarownica poczuła jak ktoś łapie ją pod ramiona i podnosi do góry, nim zdążyła się obejrzeć Draco i Blaise usadzili ją sobie na barkach by pokazać ją wszystkim. Vay poczuła jak jej serce zaczyna bić w bardzo nienaturalny sposób, jednak nie dała tego po sobie poznać, uśmiechnęła się wyniośle i pomachała do innych Ślizgonów, którzy zbiegli się dookoła by móc ją poznać.
            Kiedy w końcu Vayolett znalazła się z powrotem na ziemi , opuściła wraz z sporą grupką Ślizgonów Wielką Salę, odprowadzana wzrokiem uczniów z innych domów.
- Mamy jeszcze dwadzieścia minut do pierwszej lekcji. – oznajmiła Arissa, siadając na pobliskim parapecie. Vay, która co chwila zalewana była pytaniami, korzystając z okazji  przysiadła się do koleżanki. Dziewczyna zdążyła poznać już całą drużynę Quidditcha oraz kilka rówieśniczek swoich i Liliane. Adderley rozejrzała się po korytarzu. Większość uczniów kierowała się do sal albo pędziła do swoich Pokoi Wspólnych, cześć z nich spoglądała co jakiś czas w ich kierunku.
- Hej! Sili! Tutaj! – wykrzyknął Blaise i zatrzepotał rzęsami.
Jeden z Krukonów, którzy przed chwilą ich minęli, odwrócił się i zmierzył Diabła lodowatym spojrzeniem.
- Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał. – warknął, podchodząc bliżej. Przywitał się z  chłopakami, po czym zwrócił się w stronę siedzących na parapecie dziewcząt.
- Witaj Ari, Lil! – powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
- Cześć. Jak tam weekendowa impreza? – zagadnęła Liliane, przesuwając się tak, by Krukon mógł usiąść obok nich.
- Było dość zwyczajnie. – stwierdził, wzruszając ramionami i wskakując na parapet.
- Zawsze tak mówisz. – zaśmiała się panna Sabre.
- My się chyba jeszcze nie znamy. – zwrócił się do Vay.
- Jestem Vayolett Adderley. – przedstawiła się dziewczyna.
- A ja Silver Dilemma. – odparł chłopak i uścisnął dłoń czarownicy.
- Miło mi Cię poznać.
- Mnie również. Jesteś tu nowa? – zapytał, lecz nim usłyszał odpowiedź, wszelkie szumy na korytarzu ucichły.
- Co wy tu jeszcze robicie? – rozległ się cichy, dosadny głos tuż przy grupie znajomych.
- Właśnie mieliśmy iść na lekcje profesorze. – zapewniła Arissa i zeszła z parapetu, poprawiając torbę wiszącą na jej ramieniu.
- Mam taką nadzieję. Za dwie minuty zaczynają się lekcję, a nie chcę odjąć wam kolejnych punktów w tym tygodniu. – warknął Snape i odszedł w kierunku lochów.
- Chodźcie. Do McSztywnej lepiej się nie spóźniać. – burknął Blaise i ruszył w kierunku schodów. Czarodzieje niechętnie przytaknęli Diabłowi, po czym rozeszli się na lekcje.

~***~

            Pierwszy dzień nauki w Hogwarcie minął Vayolett dość szybko i spokojnie. Musiała stawić się dziś u wszystkich nauczycieli, by mogli ocenić jej zdolności magiczne, ponieważ jako jedyna uczennica, nie zdawała ona SUM’ów. Profesor Flitwick był zaskoczony jej znajomością czarów, a na lekcji eliksirów zdobyła nawet kilka punktów dla Slytherinu. Teraz wracała do Pokoju Wspólnego z gabinetu Severusa, który wręczył jej list decydujący o wyborze jej przyszłych zajęć. Po wejściu do pomieszczenia od razu skierowała się w stronę kanapy obleganej przez jej nowych znajomych.
- Co tam masz Vall? – zapytała Lili, gdy jej przyjaciółka rozsiadła się obok niej.
- Wyniki. – odparła dziewczyna, po czym zdenerwowana, zabrała się za czytanie.
- I jak? – zaciekawił się Diabeł, który jeszcze przed chwilą grał z Draconem w szachy czarodziejów.
- No właśnie? W końcu zdawałaś przed Dumbledorem i tą całą Marchbanks z Ministerstwa. – dopytywał Nott.
- Dajcie jej w spokoju przeczytać ten list! – warknęła Arissa i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Dzięki, ale już zdążyłam to przeczytać. – powiedziała panna Adderley, uśmiechając się pod nosem.
- Więc na jakie zajęcia masz zamiar uczęszczać? – mruknęła Liliane i rozsiadła się wygodnie.
- Obronę przed czarną magią, zaklęcia, eliksiry, starożytne runy, zielarstwo i astronomię. – wyrecytowała Vay, spoglądając w list.
- Świetnie! Załapiesz się na zajęcia z każdym z nas, no poza runami. – zawołał rozentuzjazmowany Blaise. Draco popatrzył na przyjaciela z nieukrywaną irytacją i podniósł się z fotela.
- Dokąd idziesz Smoku? – zainteresowała się Arissa.
- Wpadnę do Silvera.
- Nie kłopocz się mój drogi! Zaprosiłem go do nas dziś rano. – oznajmił Nott i wyszczerzył się do kumpla. Zanim młody Malfoy zdążył coś odpowiedzieć, kamienna skała ukrywająca wejście do Pokoju Wspólnego zniknęła i do pokoju wszedł oczekiwany Krukon. Draco niechętnie usiadł na swoim miejscu i uśmiechnął się wyniośle.
- Znowu zapomniałeś hasła? – parsknął śmiechem Diabeł.
- Do nas łatwiej się dostać! – żachnął się nowoprzybyły gość.
- Łatwiej?! – oburzył się, niedawno rozbawiony chłopak.
- Jeżeli ktoś jest na tyle inteligentny… - wtrąciła się Lili, a jej chłopak prychnął i zaczął szeptać pod nosem coś o przemądrzałej kołatce.
- Zabini opanuj emocje. Co powiesz na partyjkę szachów, Dilemma?
- Zwracasz się do mnie nazwiskiem Malfoy? – bardziej stwierdził, niż zapytał Krukon. – No cóż, zapowiada się interesująca partyjka.
- Jak zwykle. – mruknął Nott i przysiadł się bliżej szachownicy.
- Draco i Silver grywają razem od dawna, ale jeszcze nigdy żadnemu z nich nie udało się wygrać. – powiedziała Arissa, kiedy Vay zajęła miejsce jej chłopaka i pokręciła głową.
- Są aż tak dobrzy? – spytała zaskoczona dziewczyna, nie odrywając wzroku od malutkich, zaczarowanych figurek.
- Sama zobaczysz. – skwitowała Liliane i ziewnęła przeciągle.

~***~

            Po blisko dwugodzinnej partii magicznych szachów, która po raz kolejny nie została rozstrzygnięta, Vayolett zdążyła polubić Krukona. Wszyscy zebrani zaczęli powoli rozchodzić się do swoich dormitoriów. Jedynie Draco i Silver nadal rozmawiali na temat nowej taktyki, którą zastosował ten pierwszy. Zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia, nowa Ślizgonka podniosła się z kanapy i powolnym krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju.  Kiedy tylko przekroczyła jego próg, rzuciła się zmęczona na łoże zasłane zieloną narzutą. Ociągając się, zdjęła z siebie szatę i rozpaliła ogień w kominku. Rozglądając się po pomieszczeniu panna Adderley spostrzegła, że jej torba wraz z listem, który wręczył jej Snape, została w Pokoju Wspólnym. Bardzo niechętnie postanowiła tam wrócić z zamiarem odnalezienia torby i szybkim powrotem do swego dormitorium. Przemykając się wąskim korytarzem próbowała narobić jak najmniej hałasu, zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że jest już grubo po drugiej i większość Ślizgonek smacznie śpi. Kiedy dziewczyna znalazła się w opustoszałym pomieszczeniu, w świetle dogasającego, zielonkawego ognia nie mogła nigdzie dostrzec torby. Podeszła bliżej miejsca, w którym siedziała wraz z grupką znajomych, rozglądając się na wszystkie strony.
- Lumos. – szepnęła odwracając się w stronę pobliskiego fotela i pisnęła przerażona. Zanim jednak dźwięk zdążył na dobre roznieść się po całych lochach, ktoś zasłonił jej usta dłonią.
- Spokojnie, jeszcze obudzisz cały Hogwart. – mruknął Silver i uśmiechnął się nieco zadziornie.
- Salazarze, ale mnie przestraszyłeś! – zganiła Krukona Vayolett.
- Wybacz, nie miałem tego w zamiarze. – zmieszał się chłopak i odsunął od nowej koleżanki, ponieważ obecnie dzieliło ich jedynie kilka cali.
- Co tu robisz? – spytała Vay, rozluźniając się.
- Czekam na jakieś wieści od Smoka. Jeśli nie znajdzie dla mnie jakiegoś wolnego łóżka pewnie przenocuję na waszej kanapie. – zaśmiał się.
- Widzę, że to nie pierwszy raz, kiedy zostajesz na noc w lochach.
- Lubię tu przebywać, czuję się jak u siebie w domu. – odparł, ale widząc pytające spojrzenie rozmówczyni kiwnął głową w kierunku sofy.
- W domu?
- Oh, nie bądź tak zszokowana. Może i Tiara przydzieliła mnie do Ravenclawu, jednak cała moja rodzina od pokoleń była w Slytherinie. Ojciec trochę się zdenerwował, ale matka nie była zaskoczona tym faktem. Cóż, mimo bycia Krukonem mam iście ślizgoński charakter.
- To naprawdę interesujące. – rzekła Vayolett uśmiechając się przyjaźnie. Naprawdę zaczynała lubić tego blondyna.
- A jak było z Tobą? Uczyłaś się wcześniej w Beauxbatons albo innej szkole?
- Nie. Uczyłam się w domu. – burknęła, ucinając temat.
- Przepraszam jeśli Cie uraziłem. Chyba czegoś szukałaś zanim Ci przerwałem.
- Tak. Widziałeś gdzieś moją torbę?
- Wydaje mi się, że leżała pod krzesłem Notta.
- Masz rację! – ucieszyła się dziewczyna i wstała z kanapy. Kucnęła obok krzesła i wyciągnęła spod niego swoją własność.
- Pójdę sprawdzić czy Smok aby nie zapomniał o moim istnieniu.
- Dziękuję za pomoc. – powiedziała Vay.
- Przyjemność po mojej stronie. Miło się z Tobą rozmawiało.
- Mnie również i mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- Na przykład na którejś z lekcji. O ile chodzisz na transmutację.
- Niestety nie.
- Szkoda, transmutacja i runy to jedyne lekcje, na których moglibyśmy się spotkać. – mruknął Silver.
- To świetnie! Mam zamiar uczęszczać na zajęcia z run.
- Naprawdę?
- Tak.
- W takim razie do jutra.
- Do jutra. – odpowiedziała Ślizgonka i odmachała Silverowi znikającymi za drzwiami prowadzącymi do dormitorium chłopców. Mimowolnie ziewnęła i przerzucając sobie torbę przez ramię wróciła do pokoju. Była okropnie zmęczona, ale myśl o tym, że jutro sobota napawała ją szczerą satysfakcją. Zrzucając z siebie ubrania, powędrowała do łazienki i wzięła szybki prysznic. Przebrała się w pierwszą lepszą piżamę i położyła do łóżka. Zasnęła niebywale szybko, jednak to nie był spokojny sen.


            Słyszę szum fal, roztrzaskujących się o pobliski klif. Chłodny wiatr targa moją poszarpaną suknię, która wygląda teraz jak zwykła szmata, którą skrzaty ścierają podłogi. Uśmiecham się delikatnie wspominając wielkie przygotowania do balu, który miał się odbyć cztery tygodnie temu. Wielki dzień, który przeistoczył się w jeszcze większy koszmar. Mimowolnie potrząsam głową i odpędzam niechciane myśli. Minęło już tyle czasu, a ja nadal trwam bezczynie… Rozglądam się po skalistej okolicy i wzdycham. Zimno, panujące w tym nieznanym mi dotąd miejscu, zaczyna mi doskwierać. Podnoszę się z rozlatującej się ławki, stojącej przed małą, drewnianą chatką i wchodzę do środka. Fendrill siedzi na podłodze wpatrując się bezmyślnie w ogień. Podchodzę do małego kominka i ogrzewam przemarznięte dłonie. Wiatr na zewnątrz się wzmaga i łopocze w spróchniałe deski domku. Muszę działać. Podchodzę do okna z zamiarem zatrzaśnięcia szarpanych wiatrem okiennic. Zamieram. „Tam ktoś jest. Znaleźli nas.” – myślę gorączkowo. Postać, która przed chwilą stała na zewnątrz, znika. Wyciągam różdżkę i kucam. Na czworaka podchodzę do zaklętego aurora. „Teleportuj nas… do Norwegii!” – nakazuję Carlowi. Czuję jego dłoń na moim ramieniu i charakterystyczne szarpnięcie. Kolory wirują przed moimi oczami. Znikamy w momencie, gdy ktoś wywarza drzwi chatki.


            Vayolett obudziła się wcześnie, lecz mimo zmęczenia czuła się świetnie. Sen nie dawał jej już ukojenia. Przez chwilę wylegiwała się w łóżku, rozmyślając. Spojrzała na zegar wiszący na przeciwległej ścianie i wygrzebała się z pościeli. Śniadania w soboty wydawane były dłużej, ale dziewczyna postanowiła zjeść je o zwykłej porze. Ślizgonka poszła się odświeżyć, a następnie powędrowała do garderoby. Wisiało w niej wiele białych koszul i czarnych spódnic. Kilka półek dalej leżały sweterki, będące częścią hogwarckiego mundurka, a tuż za nimi wisiały szaty z dumnym godłem Domu Węża. Znajdowała się tu również większość dostojnych sukien i gorsetów, w których panna Adderley pokazywała się wraz z rodziną. Mniejszą część garderoby zajmowały szaty dzienne oraz, jak to mawiała Eleonore, pospolite ubrania mugoli. Czyli spodnie, swetry, koszule, kilka bluz i inne nie arystokratyczne odzienia. Nie będąc pewną, jak ubierają się w wolne dni uczniowie, Vayolett postanowiła założyć znienawidzone przez matkę czarne spodnie i elegancką niebieską bluzkę podkreślającą jej oczy. Wsunęła na nogi buty i wyszła z garderoby. Podniosła ze stoliczka różdżkę, chowając ją jednocześnie za paskiem od spodni.
- Vaaaaall! Pora wstawać! – krzyknęła Liliane, dobijając się do drzwi. Czarownica otworzyła jej drzwi z uśmiechem na ustach.
- O jednak wstałaś… - zdziwiła się blondynka.
- Jak widzisz. Chwila, czemu masz na sobie płaszcz?
- Właśnie po to tu przyszłam! Zakładaj coś ciepłego, łap torbę pod rękę i biegiemy na śniadanie! Idziemy dziś do Hogsmeade! – zawołała rozentuzjazmowana Lili. – No nie patrz się tak na mnie! Arissa już na nas czeka!
- Już, już. Tylko wezmę płaszcz.
- Czekam w Pokoju Wspólnym! – powiedziała na odchodne młodsza z dziewcząt i zamknęła drzwi. Vayolett wyjęła z torby książki i wpakowała do środka sakiewkę z monetami. Zarzuciła na siebie czarny płaszcz i wybiegła z pokoju, zamykając go za sobą w pośpiechu. „Czemu ja zawsze muszę się śpieszyć?” – pomyślała, wchodząc do przepełnionego uczniami pokoju. Arissa, Liliane i Nott stali nieopodal wyjścia z Pokoju Wspólnego. Dziewczyna podeszła do nich i przywitała się.
            Kilka minut później cała czwórka siedziała przy stole Domu Węża pałaszując śniadanie. Większość uczniów dopiero schodziła się do Wielkiej Sali, więc panował w niej względny spokój, przerywany jedynie wlatującymi co jakiś czas sowami.
- Diabeł i Smok czekają na nas już w miasteczku. – oznajmił Nott, dopijając sok.
- Idziemy? – zapytała Lili, której wyraźnie się nudziło. Grupka przyjaciół opuściła Hogwart i ruszyła w stronę drogi prowadzącej do Hogsmeade. Wcześniej odhaczyli się na liście u Filcha, a Vay wręczyła mu zgodę od rodziców. Przy bramie czekał na nich Silver, z czego panna Adderley niezwykle się ucieszyła. Spacer do miasteczka minął im w przyjemnej atmosferze pogawędek i śmiechu.
- Ile można na was czekać! – zawołał Blaise, gdy tylko znaleźli się na głównej uliczce.
- Nie marudź Diable, zawsze mogłeś iść z nami, zamiast od samego rana okupować Miodowe Królestwo. – dociął mu Krukon.
- Zmarzłem! – powiedział Zabini, ignorując uwagę kumpla.
- Chodź już do środka, marudo. – zaśmiała się Lili i pociągnęła swojego chłopaka za rękę w stronę Pubu pod Trzema Miotłami. W środku przy dużym stole siedział Draco. Kiedy ich zauważył poklepał dłonią ławkę na której siedział. Wszyscy zasiedli wraz z nim i szybko pozbyli się zbędnych płaszczy.
- To co zamawiacie? – zapytał młody Malfoy.
- Dla mnie to co zwykle. – wyszczerzył się Blaise. – Zmarzłem tam bardziej niż podczas ostatniego meczu Quidditcha!
- Na ostatnim meczu wylądowałeś w jeziorze. – zauważył Nott.
- No właśnie!
- A dla was? – zagadnął Draco, przerywając Diabłowi.
- Nie jestem pewna, czy dziś jest dobry dzień na Ognistą… - mruknęła Arissa.
- Ari, przecież to już sobotnia tradycja! – zaśmiał się Silver.
- Niech wam będzie. – burknęła.
- Reszty już nawet nie pytam. – stwierdził Ślizgon, uśmiechając się zadziornie i ruszył w kierunku lady.
- Czy mi się wydawało, czy Draco jest dziś milszy? – szepnęła Vay do pozostałych dziewcząt.
- Nie ciesz się za wcześnie. – mruknęła Liliane. Vayolett spojrzała na blondyna, który rozmawiał z kobietą stojącą za ladą. Ta bez problemu nalała do szklanek Starą Ognistą Whisky Ogdena i z uśmiechem ustawiła je na tacy.
- Jak podoba ci się Hogsmeade? – zwrócił się do niej Dilemma. Ślizgonka spojrzała na siedzącego obok chłopaka i uśmiechnęła się nieco zakłopotana.
- Cóż, nie widziałam zbyt dużo, ale wydaje się być przytulnym miasteczkiem.
- To jedyne miasteczko w Wielkiej Brytanii zamieszkane wyłącznie przez czarodziejów. Jest tu wiele sklepików i kawiarni.
- Chętnie wybiorę się później na przechadzkę.
- Proszę bardzo! – zawołała madame Rosmerta, stawiając na stole tacę ze szklaneczkami wypełnionymi bursztynowym trunkiem. Draco powrócił na swoje miejsce, zabierając po drodze whisky.
            Rozmowy po wypitym alkoholu stały się bardziej otwarte. Vayolett była zaskoczona zachowaniem Dracona, który momentami pozbywał się maski chłodnego arystokraty. Z biegiem czasu pub wypełnił się uczniami po same brzegi i zaczął panować w nim niemały gwar. Przyjaciele opuścili obiad podawany w Hogwarcie, woleli odpocząć w miłym towarzystwie i pośmiać się z Gryfiątek.
- Za godzinę będzie ciemno, powinniśmy się zbierać. – oznajmiła smutno Liliane.
- Racja. Teo i Spider już dawno siedzą w zamku. – westchnął Blaise, który nie był aż takim romantykiem jak Nott i nigdy nie przyszłoby mu do głowy by zabrać Lili na wspólny spacer dookoła jeziora.
- Jest już tak późno? – zdziwiła się Vay.
- Niestety. My będziemy już szli, idziesz z nami Vall? – zapytała panna Harvelle, odbierając płaszcz od Diabła.
- Miałam nadzieję, że odwiedzę jeszcze kilka sklepów.
- Mogę się z Tobą przejść, w końcu nie będziesz sama wracać do zamku. – zaproponował Silver.
 - Byłoby miło. – odparła Vayolett, uśmiechając się.
- A ty Draco? – spytał Zabini, zawiązując pod szyją szalik w barwach Slytherinu.
- Muszę coś jeszcze załatwić.
- Okej stary. To widzimy się w zamku. – zawołał Ślizgon i ruszył za swoją dziewczyną.
- Idziemy? – zagadnął Krukon, podając dziewczynie płaszcz.
- Jasne. Do zobaczenia Draco.
- Żegnajcie. – mruknął blondyn, zerkając na pobliską grupę Puchonów z politowaniem.
            Vayolett i Silver opuścili pub i udali się do pobliskich sklepów. Na dworze wiał porywisty wiatr, a niebo zasnute było masą ciemnych chmur. Pogoda znacznie się pogorszyła od rana, ale nie przeszkadzało to nowym znajomym w spacerowaniu i beztroskiej rozmowie.
- Zaczyna padać i to coraz mocniej. – zauważyła Vay i otarła twarz dłonią.

- Racja. Chodźmy do Miodowego Królestwa, przeczekamy chwilę i zjemy coś pysznego. – zaproponował Dilemma, co jego towarzyszka przyjęła z wielką ochotą. Zapach słodyczy przywitał ich od samego progu, a przyjemne ciepło jeszcze bardziej zachęcało do wejścia. W pomieszczeniu przebywało kilkoro uczniów Hogwartu, którzy robili ostatnie już tego dnia zakupy, wśród nich zdało się dostrzec Złotą Trójcę. Vayolett zmierzyła wzrokiem Pottera i ruszyła pewnie przed siebie. Rozmawiając z Silverem o poniedziałkowych runach, nie zauważyła, że ktoś od dłuższego czasu się jej przygląda…


______________________________________________________________________________
 I oto przedstawiam wam rozdział V! Przepraszam, że was zaniedbałam. W ramach przeprosin dedykuję ten rozdział wszystkim wspaniałym czytelnikom. Zdradzę wam jeszcze, że szykuję małą niespodziankę, jednak nie wiem, kiedy zamieszczę ją na blogu. :) Rozdziały postaram dodawać bardziej regularnie. Następna notka pojawi się na pewno w lipcu. Jeszcze raz przepraszam za moją nieobecność, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. Będę wdzięczna za każdy komentarz bo to właśnie one zmotywowały mnie od dalszej pracy. 
Pozdrawiam wszystkich! Do szybkiego zobaczenia! 
                                                                                               DreamyDevil