III. Niespodziewane
… gwałtownie
odsuwam się od urwiska. Zawroty w mojej głowie nadal są zbyt zdradliwe.
Zaciskam w dłoniach zardzewiały klucz i rozglądam się dookoła. Kilkanaście
metrów od skarpy zauważam małą chatkę. Pochodzę do Carla, który siedzi na ziemi
i tępo wpatruje się w horyzont. „Za mną.” – mówię i idę w kierunku domku.
Podświadomie wsuwam otrzymany klucz do zamka i przekręcam go. Drzwi ustępują z
cichym skrzypnięciem. Wchodzę do środka, a za mną podąża Auror. „Lumos Maxima” –
szepczę, a chatka wypełnia się mdłym światłem. W niebieskawej poświacie
zauważam jedną izbę, w której znajduje się łóżko, stół i dwa krzesła oraz
lodówka. Wyczerpana opadam na posłanie. „Idź spać.” – mówię do Fendrilla, który
posłusznie kładzie się na ziemi. Zmęczona przymykam oczy i odpływam w krainę
snu. Widzę ciemność. Nieprzeniknioną ciemność i słyszę przerażający krzyk. To
dopiero początek.
Vayolett
siedziała samotnie w kuchni malutkiego, londyńskiego domku. Jej rodzice właśnie
odtransportowywali Nicolette do… Indii. Poinformowali ją tylko o tym, że jej
wyjazd jest konieczny, i że więcej powiedzą kiedy wrócą. Dziewczyna westchnęła
przeciągle, po czym wstała i przy użyciu magii przyrządziła sobie pyszną,
porzeczkową herbatę. Z parującym kubkiem w ręku panna Adderley usiadła na
parapecie. Rozmyślając, wpatrywała się w malowniczy, jesienny krajobraz za
oknem. Wielkie drzewo rosnące w ogrodzie już kilka dni temu zmieniło
zabarwienie liści na różnorodne odcienie czerwieni i żółci, które obecnie
wirowały na delikatnym wietrze, by po chwili wylądować na ziemi i utworzyć
kolorowy dywan. Brązowowłosa obserwowała deszcz, który właśnie zaczął
rytmicznie uderzać o szybę i zastanawiała się czy wyjazd jej siostry miał coś
wspólnego z wizytą Lucjusza Malfoya sprzed kilku tygodni. Informacje, które podsłuchała nawet pasowały
do tego całego szaleństwa. Vayolett myślała o tym co przydarzyło jej się przez
ostatni rok od czasu tego dnia, a później wszystko działo się tak
szybko. Powracające wspomnienia. Informacja o wyjeździe. Tajemniczy list.
Podróżowanie po świecie. Przyjazd do Lond… zaraz, zaraz. List! Dziewczyna
zerwała się na równe nogi, rozlewając przy okazji resztki zimnej herbaty i
pobiegła pędem do swojego pokoju. Przewróciła zawartość kufra do góry nogami,
przeklinając pod nosem swoje roztargnienie. Po kilkunastu minutach walki z
niechcianymi przedmiotami, Vayolett w końcu znalazła upragnioną przesyłkę. List
wyglądał dość zwyczajnie. Na pergaminie purpurowym atramentem wypisane było jej
imię, nazwisko oraz adres, z drugiej strony koperty widniała ciemna pieczęć
przedstawiająca wijącego się węża. Arystokratka prędko przełamała zastygnięty
wosk i wyjęła złożoną na pół kartkę. Drżącymi rękoma rozprostowała pergamin i
spojrzała na równe, fioletowe litery. Jedno słowo, jedno jedyne słowo, przez
które panna Adderley poczuła na karku zimne ciarki. „Uważaj.” . Vayolett wsadziła pergamin z powrotem
do koperty i umieściła ją w bezpiecznym miejscu. Zdezorientowana usiadła na
łóżku i przymknęła powieki. Czuła się bardzo dziwnie, ten list przepełniał ją
strachem. Po tym wszystkim co przeszła, to jedno słowo mogła odebrać jak
groźbę. Co jeśli oni znowu chcą zrobić coś jej rodzinie? Nie. To
przecież głupstwo. Wszystko jest już w porządku i sytuacja sprzed roku na pewno
nie ma z tym nic wspólnego. Ten list to na pewno pomyłka, albo jakiś głupi
żart. Choć dziewczyna starała się wierzyć w ten cichy głosik, który mówił jej,
że to nic poważnego mimowolnie zadrżała i poderwała się z łóżka jak oparzona.
Za dużo myśli zaczęło zaprzątać jej głowę. Raźnym krokiem ruszyła do szafy i
wyciągnęła z niej przyduży, niebieski sweter,
który szybko wciągnęła przez głowę. Po kilku minutach była już w ogródku.
Chłodny
wiatr przedzierał się przez materiał swetra i muskał skórę młodej arystokratki,
która zdawała się tego nie zauważać. Siedziała pod drzewem i obserwowała
liście, które co rusz lądowały w kałużach pozostawionych przez poranny deszcz. Na
świeżym powietrzu myślenie przychodziło jej o wiele łatwiej. Jedyną rzeczą,
której teraz jej tu brakowało były skrzypce. Ten nieduży instrument, który
pozwalał Vayolett ukazać światu wszystkie targające nią emocje. Niestety zostawiła
go w swojej posiadłości, ponieważ rodzice nakazali zabrać im tylko
najpotrzebniejsze rzeczy. Teraz bardzo tego żałowała, gdyż nie mogła poradzić
sobie z nawiedzającymi ją pytaniami. Dziewczyna miała nadzieję, że powrót
rodziców da jej odpowiedź na chociaż kilka z nich. Panna Adderley podciągnęła
nogi pod brodę i objęła je ramionami, kiedy mocny podmuch wiatru zarzucił jej
na twarz burzę brązowych loków. Jeżeli
ktoś z jej rodziny zobaczyłby ją w takim stanie, zapewne przeraziłby się nie na
żarty, w końcu co nie każdy potomek szlachetnego, czystokrwistego rodu siedzi
cały dzień na brudnej ziemi pod drzewem, ubrany w powyciągany sweter i zwykłe
ciemne jeansy, obserwując, zmienną o tej porze roku, pogodę. Pomyślawszy o tym,
Vayolett niechętnie podniosła się z miejsca i powolnym krokiem ruszyła w stronę
domu. W momencie, w którym przekroczyła próg tarasowych drzwi, niebo przeszyła
świetlista błyskawica, a z ciemnych chmur zaczęły spadać wielkie krople
deszczu. Dziewczyna zdjęła z nóg trampki, w których rodzice kategorycznie
zabraniali jej chodzić i poszła do swojego pokoju z zamiarem schowania ich pod
łóżkiem. Kucnęła przy posłaniu i wsunęła buty w najdalszy kąt, tak by nikt ich
nie widział, jednak wyciągając rękę natrafiła dłonią na coś śliskiego, twardego
i… żywego! Pisnęła przerażona i poderwała się do góry, pech chciał, że potknęła
się, tłukąc swoje arystokratyczne siedzenie. W tym samym momencie spod łóżka
wysunął się długi wąż o szmaragdowozielonym kolorze i jasnych żółto-zielonych
ślepiach wpatrzonych w zdezorientowaną dziewczynę.
- Hari! Przestraszyłeś mnie. – warknęła brązowowłosa
i usiadła wygodnie na podłodze. Wąż cichutko podpełznął do dziewczyny, która
bez wahania wzięła zwierze na ręce i zaczęła je głaskać. Gad syknął przeciągle
i owinął się dookoła jej drobnej ręki, na tyle na ile pozwalała mu jego długość.
Vayolett uśmiechnęła się pod
nosem wspominając dzień, w którym dostała Hariego. Były to jej siódme urodziny.
Cała rodzina dawała jej różne wygórowane prezenty, które mimo swojej wartości
nie wywoływały radości u młodej dziedziczki. Jedynie dziadek dziewczynki nic
jej nie dał, zamiast tego zabrał ją do swojej pracowni i pokazał małe urocze
stworzonko, które siedziało skulone w terrarium. Gdy panna Adderley szepnęła
wężowi by się jej nie bał, ten podpełznął do szyby i spojrzał na nią tymi
uroczymi oczami. Dziewczyna od razu polubiła tego malucha, który później stał
się jej pupilem. Menofilius powiedział jej, że jeżeli pragnie zachować jego
eksperyment to może to zrobić ponieważ jest nieudany. Początkowo zdziwiło ją
nazwanie małego, zielonego węża eksperymentem, ale kiedy dziadek powiedział
jej, że właśnie trzyma na rękach bazyliszka o mało co nie zemdlała. Jak się
później okazało Menofilius pragnął stworzyć udoskonaloną wersję bazyliszka.
Bardziej niebezpieczną. Jednak przesadne eksperymentowanie spowodowało
odwrócony efekt. Zwierze było bardzo małe, chude, a ponieważ wzrok nie był
wstanie nikogo uśmiercić, był jedynie wyostrzony, jego jedyną bronią był jad. Vayolett
tamtego dnia nie tylko zyskała pupila, ale dowiedziała się również, że jest
wężousta, tak samo jak jej dziadek. Znajomość mowy węży znacznie ułatwiła jej
zajmowanie się gadem. Jej siostra nie posiadała tej zdolności i uważała, że
jest ona irytująca, gdyż Vay często porozumiewała się ze swoim wężem, nie
mówiąc jej o czym z nim „rozmawia”, oraz czasami zdarzało jej się ją obrazić w
tej niezrozumiałej dla Nico mowie.
Dziewczyna siedziała tak,
wspominając dawne czasy, kiedy w salonie rozległ się trzask.
- Vayolett. Wróciliśmy! Możesz do nas zejść? – krzyknął
wyraźnie poruszony Richard.
- Już idę ojcze! – odpowiedziała arystokratka i podniosła
się z ziemi, odkładając Hari’ego z powrotem na podłogę.
- Bądź grzeczny. – syknęła przed wyjściem z pokoju do
swojego ulubieńca i skierowała się w stronę drzwi. Będąc na korytarzu
przejrzała się w lustrze i zamarła. Zapomniała się przebrać! Przecież, jeżeli
rodzice zobaczą ją w takim stanie na pewno nie spotka jej nic miłego. W
pośpiechu wyjęła różdżkę z tylnej kieszeni i transmutowała swój nieco mugolski
strój w zwykłą, fioletową szatę dzienną. Kolejnym zaklęciem upięła włosy w
staranniejszy kok i ruszyła do salonu, dziękując Merlinowi za to, że te wydarzenia
pozwalają jej teraz bezkarnie używać magii szybciej niż innym dzieciakom w jej
wieku.
- Tak? - zapytała
wchodząc do pokoju i siadając na kanapie obok Eleonore.
- Razem z twoją matką musimy powiedzieć Ci kilka ważnych
rzeczy. – zaczął pan Adderley i spojrzał ukradkiem na swoją żonę, która
uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Chodzi o to córeczko, że Nicoletta wyjechała ponieważ nasz
dawny przyjaciel zaproponował jej starz jako asystentce w Departamencie
Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. To dla niej wielka szansa, w końcu
jest już dorosła. – powiedziała matka dziewczyny i utkwiła w niej wzrok.
- Rozumiem. – przytaknęła cicho.
- Jest jeszcze coś. Za dwa dni wysyłamy cię do Szkoły Magii
i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wiem, że doskonale radziłaś sobie do tej pory
sama, ale myślę, że to dobre wyjście. Zwłaszcza, że Nicole jest teraz w Indiach
i nie może już pilnować ciebie i domu. Jutro zabieram cię na zakupy, na Pokątną,
a w środę odtransportujemy cię z mamą do twojej nowej szkoły. Nie ma żadnego
ale! – odparł surowo pan domu, widząc sprzeciw malujący się na twarzy swojej
najmłodszej latorośli.
- Możesz już odejść i przygotować swój kufer. – dodała
Eleonore, a Vayolett bez słowa opuściła salon. Nie mogła uwierzyć w to, że tak
nagle pójdzie sobie teraz do szkoły. Przecież ona nigdy nie widywała się z
rówieśnikami! Jak ona ma dać sobie radę w szkole?! Zdenerwowana rzuciła się na
łóżko i schowała głowę pod poduszkę, jednak nim zdążyła pomyśleć o wszystkim
czego dowiedziała się dzisiejszego dnia zasnęła
.
___________________________________________________________________________
Cóż mogę powiedzieć. Przepraszam was bardzo za opóźnienia. Miałam drobne problemy z internetem no i ze samą sobą. Ostatnio cierpię na bezsenność co odbija się na moim samopoczuciu, no ale nie ważne. ZASTRZEGAM, ŻE ROZDZIAŁ BEZ BETY!
Rozdział trochę, zagmatwany, ale pisałam go głownie w nocy coś w okolicach 2-3, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie. Może być sporo błędów i literówek. Kolejny rozdział pojawi się na początku września, ponieważ jutro, a właściwie to już dziś za jakieś 4 h wyjeżdżam w góry. Przestaję już ględzić i o ile są tu jeszcze jacyś czytelnicy serdecznie was pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam.
DO ZOBACZENIA !
~DreamyDevil
EDIT: Rozdział już zbetowany! Przepraszam za wszelkie niedogodności. Co do nowego rozdziału już trochę go mam, ale niestety straciłam prawie wszystkie pomysły na dalszy rozwój akcji, więc nie wiem kiedy coś dodam. Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga, albo nawet nad ogólnym usunięciem go. Bardzo was wszystkich przepraszam. Ostateczną decyzję podejmę za tydzień.
EDIT: Rozdział już zbetowany! Przepraszam za wszelkie niedogodności. Co do nowego rozdziału już trochę go mam, ale niestety straciłam prawie wszystkie pomysły na dalszy rozwój akcji, więc nie wiem kiedy coś dodam. Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga, albo nawet nad ogólnym usunięciem go. Bardzo was wszystkich przepraszam. Ostateczną decyzję podejmę za tydzień.
YES!!Rozdział faktycznie pełen błędów ale wybaczonych i zignorowanych.Historię się wręcz połyka,za mało mi tego:( klimat jak na wrzosowiskach ale emocje jak w wesołym miasteczku:D te porównania...Świetne,trąci takim genialnym,arystokrackim trochę zimnym stylem.I to mi się podoba.Nie mogę się doczekać Vay w szkole.Miłego chodzenia po górach;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wcześniej nie miałam możliwości, żeby odpisać :) Cieszę się, że lubisz moje wypociny.
UsuńPozdrawiam i obiecuję, że niedługo nadrobię Twoją historię!
Nie zaprzeczę, że parę błędów znalazłam, ale to nie ma znaczenia. Moim zdaniem rozdział naprawdę fajny. Doskonale opisałaś przeżycia Vay i to mi się podobało. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Błędy już zniwelowane *mam taką nadzieję ;p *
UsuńNo cóż... Mój mały móżdżek jeszcze nie ogarnia, ale już niedługo ;) ciekaqe co spotka ją w Hogwarcie i co to za sen :) pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńWspomnienia łączą się ze sobą w pewien sposób, ale nic więcej nie powiem.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Vayolett w Hogwarcie. Szkoda by było, gdybyś zawiesiła tą historię, bo jest na prawdę świetna. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Też nie mam serca zawieszać tego bloga, ale mam problem z rozwinięciem akcji dalej :/
UsuńNie usuwaj bloga! Też miałam brak weny i trwało to 3 miesiące
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa dalszych losów Vayolett oraz jej siostry i tego jak będzie sobie radzić w szkole. I czy owa zdolność nie przysporzy jej zbytnio kłopotów. Dlatego też byłabym wdzięczna o poinformowaniu mnie gdy pojawi się nowy wpis [http://wybranka-cienia.blogspot.com/]
Nie usunę bloga, chyba mam do niego zbyt duży sentyment. Cieszę się, że zaciekawiła Cie moja historia. Na pewno poinformuję Cię o nowym rozdziale :)
UsuńVayolett bardzo mnie zaintrygowala. Jestem ciekawa jak pototocza sie jej losy... ;) Jednak mam swoje podejrzenia... czy ona tam nie namiesza?
OdpowiedzUsuńWybacz ze dopiero teraz komentuje, ale ostatnio mialam wiele spraw na glowie ;( i tych zlych tez... wybacz na prawde :(
I blagam nie zawieszaj nic !!!! ;(
Nie zawieszam :) Też miałam ostatnio sporo na głowie, więc Cie rozumiem... ale wena wróciła, a rozdział jest w trakcie tworzenia i zapewniam, że będzie dłuższy niż poprzednie!
UsuńMrrrrrrrrrrrrr ale się dzieje. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się ten rozdział. List, siostra wysłana do Indii (jestem ciekawa tej całej intrygi mam nadzieję, że Vayolett się czegoś dowie...), to że dziewczyna jest wężousta, no i decyzja o Hogwarcie. Lecę dalej. Został mi już tylko jeden.
OdpowiedzUsuń